co może poczekać, być odłożoną na czas sposobniejszy. Teraz, gdy ujrzał tę piękną kobietę, wpływ jej odżył z całą siłą.
Do obecnej chwili używała ona wszelkich sposobów, aby go usidlić; obecnie nie mogłaby nikogo obojętniej przyjąć. Stała spokojna i zimna jak posąg, tylko głowę przechyliła wstecz.
Tak niejako odporne zająwszy stanowisko, przemówiła pierwsza:
— W sam czas przybywasz, synu Hurów — rzekła głosem zimnym — bo właśnie chcę ci podziękować za gościnność, pojutrze mogłoby być zapóźno.
Ben-Hur skłonił się lekko, nie spuszczając z niej oczu.
— Słyszałam, że grający w kości zwykli po skończonej grze przeliczać wzajemnie swe tabliczki i podsumowywać liczby — wychodzi im to na dobre, bo potem czynią libacye i wieńczą zwycięzcę. Myśmy również grali — trwało to wiele dni i nocy — teraz gdy gra skończona, czas zobaczyć, komu się wieniec należy?
Ben-Hur przezorny jak zwykle, odparł lekko: Mężczyzna powinien kobiecie zawsze pozwolić wolną wolę.
— Powiedz mi — mówiła, zwracając ku niemu głowę z wyrazem ironii — powiedz mi, książę Jerozolimy, gdzież jest Ów syn cieśli z Nazaret, a zarazem Syn Boży, po którym tak wielu spodziewałeś się rzeczy.
Ben-Hur poruszył niecierpliwie ręką i odpowiedział: Nie jestem przecież jego stróżem.
Piękna twarz pochyliła się jeszcze bliżej.
— Czy zburzył Rzym?
Ben-Hur podniósł rękę, w ruchu tym był już odcień gniewu.
— Gdzież Jego stolica? — pytała, — Żaliż nie ujrzę Jego tronu i lwów ze spiżu, co go strzegą? A Jego pałac? — wskrzeszał umarłych, to zaiste trudniej, niż zbudować dom ze złota? Jednem skinieniem, wymówieniem jednego słówka, wszak może zbudować równie wspaniały gmach, jako sławny, prastary Karnak!
Teraz zrozumiał już jej grę; a że pytania były obrażające, całe zachowanie znamionowało niechęć, nabrał nieufności, stał się przezorniejszym i rzekł z odcieniem dobrego humoru: Któż wie, któż
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/458
Ta strona została skorygowana.