Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/470

Ta strona została skorygowana.

mąż wrócił — pomyślał — pomówię z nim, jeśli nie śpi i zbliżał się ostrożnie do krzesła. Gdy się pochylił przez poręcz, ujrzał Esterę wsuniętą w krzesło i w śnie pogrążoną. Włosy rozwiane spadały jej na twarz, oddychała wolno, lecz nierówno — raz nawet, zdało mu się, że westchnęła i załkała. Może westchnienie — może samotność, w jakiej ją znalazł, nasunęło mu myśl, że sen jej, to wypoczynek po cierpieniu, a nie po pracy. Natura zsyła dzieciom taką ulgę, Estera zaś była dla niego zawsze dzieckiem.
Położył rękę na poręczy krzesła i myślał:
— Nie zbudzę jej. Cóżbym jej powiedział... nic, prócz tego chyba, że ją kocham... Tak, jest córką Judy i w niczem niepodobną do Egipcyanki, tam próżność — tu prawda, tam pycha — tu obowiązek, tam samolubstwo — tu poświęcenie. Pocóż mam pytać, żali ją kocham, raczej drżę, czy ona mnie kocha? — Jednak od początku okazywała mi przyjaźń. Pomnę owego wieczora w Antyochii, gdy stojąc na terasie, tak mnie rzewnie prosiła, bym nie zaczepiał Rzymu i dopytywała o wilę pod Missenum i życie, które tam pędzić można. Aby jej dać poznać, iż rozumiem jej myśli i uczucia, pocałowałem ją. Czy też pamięta to pocałowanie? Może zapomniała, — ja nie... i kocham ją... Nikt jeszcze nie wie, że odzyskałem moich. Egipcyance wzdrygałem się to powiedzieć, ale ona, ta maleńka, ucieszy się wraz ze mną, przyjmie je z miłością i usłuży sercem i ręką. Dla matki mojej będzie córką; w Tirzy znajdzie siostrę. Zbudzę ją i powiem... nie, jeszcze nie.... niech wpierw przepadnie czarodziejka Egiptu! Poczekam na lepszą chwilę, a ty śnij słodko, piękna Estero, dziecię obowiązku, córo Judy!
— I wyszedł równie cicho, jak wszedł.




ROZDZIAŁ XL.

Na ulicach świętego grodu roiło się od ludzi. Jedni szli w tam tę stronę, drudzy wracali, inni znów, i tych było najwięcej, gromadzili się u ognisk, gdzie pieczono mięso, śpiewano i rozmawiano. Zapach pieczystego, palmowego i cedrowego drzewa, napełnia powietrze, a że to chwila, w której wszyscy Izraelici są sobie braćmi, to i gościnność