rejczyk czynił miłosierdzie. Czyn ten nie był najcudowniejszem z cudów, ale największym jako dowód przebaczenia, przechodzącego ludzkie pojęcie.
— Zaniechaj tego — rzekł bowiem do ucznia, który użył miecza, a dotknąwszy ucha zranionego, uzdrowił je.
Widząc to, dziwili się zarówno przyjaciele i nieprzyjaciele. Jedni temu, że mógł uzdrowić, drudzy — że chciał.
— Chyba nie pozwoli im się związać — myślał Ben-Hur.
Tymczasem Chrystus mówił dalej do ucznia:
— Włóż twój miecz do pochwy. Iżali kielicha, który mi dał Ojciec, pić nie będę? A odwróciwszy się do napastników, rzekł:
— Jakoby na zbójcę wyszliście z mieczami i kijmi. Gdym na każdy dzień bywał z wami w kościele, nie ściągnęliście rąk na mnie, aleć ta jest godzina Wasza i moc ciemności.
Słysząc to żołnierze, nabrali odwagi i otoczyli Go, a gdy Ben-Hur obejrzał się za uczniami, nie było ich.
Tłok około opuszczonego człowieka wzmagał się; jedni krzyczeli, łajali, inni wiązali ręce i nogi, biegając i tłocząc się. Poprzez ich głowy, pomiędzy pochodnie, wśród dymu, czasem przez szpary tworzące się między ruchliwymi ludźmi, zdołał Ben-Hur zobaczyć więźnia. Nigdy nikt nie wzbudził w jego sercu takiej litości, jak Ten opuszczony i zapomniany! A przecież człowiek ten mógł zwyciężyć swych nieprzyjaciół jednem tchnieniem, ale nie chciał. Cóż to był za kielich, który mu ojciec dał do wypicia? Kimże ten Ojciec, któremu syn tak posłuszny? Tajemnice na tajemnice — wciąż się mnożące.
Tłum, wiodący więźnia, zawracał teraz do miasta, żołnierze szli na czele. Ben-Hur stawał się niespokojnym, — nie był z siebie zadowolonym. Tam, gdzie pochodnie, w samym środku tłumu szedł Nazarejczyk; nagle w umyśle Judy błysnęła nowa myśl. Postanowił zobaczyć Go i zadać mu jedno pytanie.
Zrzucając wierzchnie ubranie i zawój z głowy, cisnął je poza ogrodzenie Oliwnego gaju i puścił się za orszakiem, który wnet dopędził. Przepychając się przez tłok, dotarł nareszczie do człowieka, trzymającego końce sznurów, co krępowały więźnia.
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/476
Ta strona została skorygowana.