Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/478

Ta strona została skorygowana.

wało się opuszczać Ben-Hura, bo przychodziły mu myśli: Zostaw Go, opuścili Go przyjaciele, świat się Go zaparł, żegna ludzi z goryczą, idzie sam nie wie gdzie i nie dba o to. Zostaw Go!
Kilkadziesiąt rąk usiłowało pochwycić natręta, że wszystkich stron krzyczano: On do nich należy. Łapcie go — bijcie — zabijcie! — Silnym ruchem, sobie właściwym, wyprostował się Ben-Hur, obrócił ręką tego, co mu sznur wydzierał, strącił silnem ramieniem ręce, co go chwytały, pozostawiając w nich strzępy odzienia i tak nagi zdołał ujść w ciemnościach wąwozu.
Zawrócił w stronę muru po odzienie i zawój i wrócił do miasta, potem do gospody, skąd wziąwszy konia, wrócił do namiotów „Królewskich grobów.“
W drodze poprzysiągł sobie, że nazajutrz odszuka Nazarejczyka, nie wiedząc, że Mesyasza, którego opuścił, zawiedziono wprost na posłuchanie do domu Annasza.
Próżno szukał Ben-Hur spoczynku, bijące serce nie dopuszczało snu na oczy i widział jasno, że jego odbudowanie królestwa Judy było snem — na jawie.
Stanął na przełomie życia.




ROZDZIAŁ XLI.

Dnia następnego, około godziny drugiej, przybyło dwóch ludzi do namiotu Ben-Hura, zsiedli z koni i pytali o niego. Ben-Hur nie wstał jeszcze, ale kazał ich wpuścić.
— Pokój wam, bracia — rzekł, bo byli to jego zaufani Galilejczycy.
— Spocznijcie!
— Nie — rzekł starszy — niepodobna nam siedzieć i odpoczywać, jeśli chcemy ocalić Nazarejczyka. Wstań, synu Hura, i chodź z nami, gdyż wyrok ogłoszony i drzewo krzyża już na Golgocie.
Ben-Hur zdumiał.
— Krzyż! — To jedno słowo zdołał wymówić.
— Wczoraj go wzięli i pytali, dziś o wschodzie zaprowadzono go do Piłata. Rzymianin po dwakroć oświadczył, że w Nim żadnej