Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/481

Ta strona została skorygowana.

nie podków o kamienie bruku, czasem jakieś w oddali wołanie, i to wszystko! Na każdej twarzy za to wyczytać było można gorączkowość, z jaką oczekuje się jakiego straszliwego wypadku lub nieszczęścia. Te spostrzeżenia naprowadziły Ben-Hura na myśl, że ten napływ cudzoziemców na uroczystości wielkanocne nie był może przypadkowym, — może to nie sami nieprzyjaciele? Niepodobna przypuszczać, aby ich zgromadziła śmierć biednego Nazarejczyka, może to więc jego przyjaciele i zwolennicy.

Nareszcie w kierunku wież posłyszał Ben-Hur najpierw niewyraźne z powodu oddalenia krzyki.
— Słuchajcie, idą — rzekł jeden z jego przyjaciół.