Pochód zatrzymał się u studni, dziesiętnik wraz z swymi ludźmi zsiadł z konia, a więzień padł na ziemię jak nieżywy. Wtedy ujrzeli zgromadzeni, że to prawie jeszcze chłopię; serca ich zadrgały litością, ale nie śmieli jej okazać.
Podczas gdy żołnierze gasili pragnienie, tłum — albo im pomagał w opatrzeniu koni, albo patrzył z współczuciem na więźnia, nie wiedząc, jak mu pomódz. Nagle jedna z obecnych niewiast zawołała: patrzcie, oto idzie cieśla, on nam poradzi. I rzeczywiście drogą od Seforis szedł człowiek już wiekowy. Z pod nakrycia głowy wychylały się włosy białe, a długa, jeszcze bielsza broda spadała na grubą szarą suknię. Szedł pomału, bo był podeszły w latach i dźwigał narzędzia swego rzemiosła: siekierę, piłę, i nóż ciesielski. Poznać było można, że wracał z dalekiej drogi. Zbliżywszy się do studni, przyjrzał się zgromadzonemu tamże tłumowi.
— O Rabi, dobry Rabi! — wołała kobieta, podbiegając ku niemu. — Patrz, oto więzień! My nie śmiemy, ale ty zapytaj, co on za jeden, co uczynił i co z nim zamyślają zrobić?
Oblicze Rabiego nie zdradzało żadnego wzruszenia, a jednak zbliżył się do dowódzcy i spojrzał na więźnia.
— Pokój Pana niechaj będzie z tobą — zagadnął poważnie.
— Wzajemnie, niech łaska bogów strzeże cię — odrzekł dziesiętnik.
— Czy z Jerozolimy przybywacie?
— Tak.
— Czy więzień wasz młody jeszcze?
— Co do lat, tak.
— Mogęż zapytać, jaka jego wina?
— Jest mordercą.
Wyraz ten ze zgrozą i zdziwieniem powtarzali obecni, a Rabi pytał dalej:
— Jestże on synem Izraela?
— Żydem jest — rzekł krótko Rzymianin.
Chwiejne, niepewne uczucie, któremu ulegali w części widzowie, nabrało siły — gdy usłyszeli, że zbrodzień z ich jest narodu.
— Nie rozumiem się na waszych pokoleniach, ale rodzina jego nie jest mi obcą — mówił dalej dziesiętnik. — Może słyszeliście kiedy
Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/98
Ta strona została skorygowana.