Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

o księciu jerozolimskim Hurze — zwano go zwykle Ben-Hurem — a żył za czasów króla Heroda.
— Znałem go — odparł Józef.
— A więc, oto jego syn.
Ze wszech stron słychać było słowa zgrozy lub współczucia, co spowodowało dziesiętnika do nawiązania dalszej rozmowy.
— Przedwczoraj na ulicach Jerozolimy o mało młodzieniec ten nie zabił szlachetnego Gratusa, rzucając mu na głowę dachówkę, jak mniemam, z dachu pałacu ojców swoich.
Po słowach tych nastąpiła cisza, wśród której Nazarejczycy patrzyli na młodego Ben-Hura jakby na rodzaj dzikiego zwierzęcia.
— I zabił go? — pytał dalej Rabi.
— Nie.
— Czy już zasądzony?
— Tak, na dożywotnie galery.
— Niechaj go wspiera Pan — rzekł Józef z głębokiem wzruszeniem w głosie.
Podczas tej rozmowy zbliżył się młodzieniec, który przyszedł z Józefom, a dotąd nie zwrócił był na siebie uwagi obecnych; położył przyniesioną siekierę i podszedłszy ku studni, wziął stojące na kamieniu naczynie z wodą i podał skazanemu. Uczynił to wszystko tak spokojnie i z taką godnością, że zanim straż byłaby mogła przeszkodzić, gdyby przeszkodzić wogóle chciała, już stał przy więźniu i podawał mu wodę do picia.
Miękkie dotknięcie ramienia zbudziło nieszczęsnego Judę. Podniósł oczy i ujrzał twarz, której nigdy już więcej nie miał zapomnieć. Była to twarz młodzieńca równego mu prawie wiekiem, otaczały ją pukle złotawokasztanowatych włosów, a wejrzenie ciemnoniebieskich oczu było pełne miłości i świętej powagi, a zarazem woli tak potężnej, że żadna siła oprzeć się temu wejrzeniu nie mogła. Dnie i noce w cierpieniu spędzone, doznana krzywda, napełniły duszę Judy goryczą i żalem. Zdało mu się, że nic go już nie wzruszy prócz zemsty, którą całemu poprzysiągł światu. Teraz, o dziwo, wystarczyło jedno spojrzenie, aby zapomniał o wszystkim i stał się znów ufającem dzieckiem. W milczeniu przyjął napój i w milczeniu zaspokoił pragnienie.