Strona:Liote.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —

iż Symchowa nieraz dość chętnie, bez wypytywań, opowiadała mi coś o sobie i córce, o «naszej biedzie».
Mówić: «ach, ta nasza bieda» — było jej przysłowiem.


VII.

«Nasza bieda» w postaci dotkliwej zaczęła się — pojąć to łatwo — z chwilą, gdy Symcha wozem czarnym odwieziony został na kirkut.
Był to człowiek bardzo umęczony niepowodzeniem w handlu sklepikarskim i jakąś przewlekłą chorobą; tak «delikatny» według słów wdowy — i tak naostatku już zwątlony niezdrowiem, że chodząc, stąpał z nadzwyczajną ostrożnością, jakby w swym wnętrzu nosił niezmiernie kruche a szacowne naczynie. Ostatecznie musiało ono pomimo całej troskliwości uledz stłuczeniu, co tak zmartwiło Symchę, iż umarł. Sądzę, że nie mógł nawet inaczej uczynić, ponieważ to jego drogie naczynie zapewne nie było czem innem jak właśnie naczyniem życia.
Po utracie męża został Symchowej jej własny, cały i nienaruszony dzban zdrowia.