pracować jak inne — dopieroby radość dla mnie była».
I nie puszczała z rąk grabi, pomimo, iż za każdem poruszeniem głębiej wbijał się w jej chorą pierś tępy klin bólu.
By nie zawstydzać jej niemocy, inne dziewczęta, jakby się namówiły (namowa to była dobroci, serca młode i czyste przenikającej), jęły poskramiać kipiącą ochoczość i żywość swoich ruchów; ręce ich z grabiami wyciągały się powolnie i miarowo. Co chwila prawie — odpoczywały, ocierając pot, niby wielce umęczone i zgrzane, a Joasi dodawały otuchy:
— O! Joasia jaka dziś silna, jak się zwija. Śmiej się Joasiu z twej choroby, poszła ona już na bory i lasy.
Lecz z czoła Joasi poczęły kapać grube, wielkie jak grochy, krople potu, lub spływały po jej twarzy, która miast się zarumienić, stawała się coraz bledszą i bardziej przeźroczystą. I w tem ręce jej zwisły bezsilnie. Podskoczyła do niej najbliżej będąca dziewczyna, podchwyciła ją na ręce i w swych silnych ramionach zaniosła ją, jak dziecko, w cień krzaków nieopodal rzeki.
Za chwilę już biegł po łące ten rozgwar
Strona:Liote.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —