Strona:Liote.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —

wonnej, słonecznej, obcej troskom kolebki życia — i oto, przebywszy krwawą mgłą nasycone, niezmierne przestworza niedoli, szlak ludzkości przez wieki zalegającej, znów podleciały do raju, gdzie ciche wciąż trwało ukojenie śród różowych blasków szczęścia.
W owej chwili umierał ostatni człowiek, który znał na ziemi cierpienie.
Ostatni.
Do świata odchodził umarłych i z sobą w pomrokę milczenia i niepamięci zabrać miał tajemnicę strasznej, ohydnej drogi, jaką przebyli dziady i pradziady tych, którzy teraz bezchmurnego zażywać będą szczęścia.
Umilknięcia wiekuistego blizki, troszcząc się o wypełnienie woli zgasłych, niedolą jeszcze karmionych pokoleń, których końcowem łańcucha był ogniwem, zwołał on rzesze i tak do nich przemówił:
— Gdy umrę — nikt już wyrazów tęsknota i nieszczęście pojmować nie będzie. Z moich ust usłyszycie je raz ostatni. Oto mówię wam, iż z niewymownie tęsknem upragnieniem zastępy pomarłych już ludzi roiły o waszem szczęściu, dla którego żyły, pracowały, cierpiały. Dziś dojrzał owoc wielkich i ciężkich zabiegów i wysiłków. Waszym obo-