Strona:Liote.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —

mały chłopak, na widok którego każdemu mogła się przypomnieć legenda o ulepieniu Adama z gliny. Mieliście przed sobą sporą jej grudkę, zagniecioną pospiesznie i dość niedbale w kształt chudego malca.
Niezdrową bladość wiotkiej, jakby wymiękłej skóry tego dziecka przyćmiło opalenie się na słońcu i przykryła warstwa brudu. Stąd powstała barwa gliny, powlekająca nadzwyczajnie chudą z śpiczastym podbródkiem twarzyczkę i cienką szyję, widoczna też na uszach oraz nogach, obnażonych do kolan. Cały wyglądał jakby tylko co obsechł po uprzedniem wynurzaniu się wraz z odzieżą w błocie.
Gdy Tomek położył się w bruździe, na gołej ziemi, a jeszcze lepiej na rżysku, trudno go było od szarego tła odróżnić.
Nie było to zdrowe dziecko. Co wiosna męczyła go febra, od której sechł i mizerniał, która nie dawała mu się rozwinąć. Cierpiał też wiele rozwój chłopczyny od złego i skąpego pożywienia. Gdy omijała go febra, uczuwał ciągły głód i zazdrościł każdemu jedzącemu.
Oto matka niesie misę z resztą kartofli,