Strona:Liote.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
— 126 —

Mniemał, iż kalectwo zabezpiecza młodszą od zamachów na jej czystość. Tymczasem ledwie Staśka podrosła, już za każdem jej na podwórzu ukazaniem się kładziono jej do uszu głupstw bez liku.
Chłopaki, wyrostki — młodsi i starsi, ale jednakowo znieprawieni — prześcigali się w próbowaniu szczęścia — czy nie uda się namówić jej na złe. A jednocześnie nie przestawali docinków i szydzenia nielitościwego.
— Staśka, ciebie narzeczony będzie musiał nieść do kościoła jak barana na plecach.
Zrazu przyjmowała to wszystko z obojętnością istoty, nawykłej do cynicznych żartów i brudnych słów, których od dzieciństwa pełne miewa się uszy. Potem, w miarę zbliżania się okresu dojrzałości, poczęła uczuwać nieokreślony niepokój; poufałość chłopaków sprawiała jej przykrość, wreszcie pojęła, że usiłują rozbudzić w niej złe pożądliwości. I czynią to ci, którzy dogadują jej że nigdy nie będzie niczyją żoną, nigdy nie zostanie matką.
— Ah, wyobraźcie sobie Staśkę z jej