Strona:Liote.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —

dzieckiem — wielką ropuchę z małą ropuszką, skaczące po podwórzu.
Rozpłakała się pewnego razu, słysząc takie słowa, chociaż nie było to najgorsze z szyderstw, jakie dostawały się jej od najmłodszych lat. Ale dawniej nic jej one nie obchodziły. Teraz zaś napłynął do jej piersi gniew, oburzenie, żal — jakiego nigdy dotychczas nie uczuwała.
Od tej chwili zaszła w niej zmiana. Nauczyła się zionąć brudnym potokiem przekleństw, ilekroć ktoś zbliżał się do niej z zamiarem pożartowania. Drapała lub gryzła ręce chłopaków, którzy jak dawniej usiłowali chwycić ją za szyję lub dotknąć jej piersi. Oczy jej wtedy iskrzyły się a twarz wykrzywiała kurczowo.
Znalazła gdzieś koło śmietnika krótki żelazny drążek i odtąd nosiła go za pazuchą; zaczepiona broniła się nim, wymierzając ciosy naoślep, gdzie popadło.
— Patrzcie — mówiono — jakie to teraz złe, prawdziwa ropucha. Tylko łopatę dać tej młodej czarownicy a zaraz kominem wyleci.
W tym czasie Sitok zamieszkał u ex-posłańca.