wieka walka smutna i beznadziejna o jego dziewczęta, walka z sięgającym po nie olbrzymim choć niewidzialnym zalewem zła, z falą podstępującą z wszystkich stron, z oddechem zakażonym miasta, z wyziewami nędzy i zepsucia.
Co ten biedak mógł wystawić przeciwko owej sile?
Swoje żałosne: »Dziewczęta, bądźcie uczciwemi«.
W zgiełku życia, druzgoczącego biednych i słabych, słowa te upodobniły się brzmieniom nikłym i stłumionym; były to dźwięki bez znaczenia, bez istotnej treści, niezrozumiałe.
»Co to jest — być uczciwemi? Jak ostać się uczciwemi?»
Poszła sobie.
Stało się — co stać się musiało. Wół jest na pożarcie, nikt się z jego upragnieniem życia nie liczy, ktoś mięsem jego musi głód swój nasycić. I córki nędzarzy są na pożarcie.
Nikt nie pytał ex posłańca, czy bardzo cierpi z powodu, iż starsza córka jego gdzieś się podziała. On by zresztą ani chciał, ani umiał odpowiedzieć. Z pewnością nie umiałby opisać tego, iż dawną jego obawę — by nie
Strona:Liote.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.
— 129 —