Strona:Liote.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.
— 147 —

kości; usiadła w kątku, skurczywszy się i zacisnąwszy rękami na piersiach chustkę, która i twarzy jej prawie widzieć nie pozwalała. Wymknęły się tylko z pod chustki kosmyki nieczesanych włosów.
Z poufałością człowieka, w mocy którego jest wyświadczyć, lub nie wyświadczyć komuś dobrodziejstwa, czyli pozwolić albo nie pozwolić na rozkoszowanie się ciepłem poczekalni, zagabnął ją Jan:
— No, matko, nie pod pierzyną chyba wygrzewaliście się do tej godziny?
Agnieszka usiłowała ocknąć się, zebrać myśli, ale wysiłek, by coś powiedzieć nie powiódł się jej, ustami poruszyła bezdźwięcznie.
Jan nie nastawał, rozgrzewał teraz swoje ręce przy drzwiczkach piecyka, od którego ciepło szybko rozchodzić się poczęło.
Stopniowo traciły członki Agnieszki sztywność i odrętwiałość, ale gdy ta ustąpiła, chwycił ją całą dreszcz silny, tak, iż nogi zlekka odskakiwać poczęły, postukując o podłogę; trząsł wychodzący zamróz tułowiem jej, rękami, głową. Wreszcie i zębów powstrzymać nie mogła, zaczęły szczękać, wydając suchy, niemiły odgłos.