Strona:Liote.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —

pod cieniem, którym okrutne ciała umęczenie je przyćmiło, snuły się w nich blaski jakby niezgaszonego jeszcze doszczętnie ogniska.
Twarz to była bardzo miła, współczucie i pewną ciekawość budząca wyrazem swoim dość trudnym do odczytania, wśród tłumu zrzadka napotykanym.
Przed dziesiątkiem lat musiały się za nią niejedne obracać oczy i niepokój unosić ze sobą od płomieni, bijących z młodych, śmiałych źrenic. W owe czasy i na czole tej kobiety nieraz zuchwałość a hardość osiadać musiała, i nozdrza niewielkie a kształtne gniewnie wzdymać się potrafiły, i uśmiech, po ustach małych przewijając się, wyrazić pewnie umiał słodycz, lub drwiny. Tak musiało być dawniej, nim ją chwyciła fala owa bezlitosna, fala urągliwa i straszna, po przez miasto wielkie lecąca, zmiłowania nie znająca ni dla tego co młode, ni dla tego, co wdzięku pełne, ni dla tego, co ku dobremu się pnie, ni dlatego, co żyć chce.
Co ta topiel z jej duszą zrobiła, to właśnie w twarzy jej było zagadką. Widziałeś tylko, że coś rychło i brutalnie spłoszyło jej młodość, zmięło urodę, skruszyło hardość, że fala musiała nią tłuc o kamienie niego-