Strona:Liote.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —

szy go, ani rozumie. Chustką znów szczelnie się otuliła, że i oczów prawie widać nie było. Umordowanie powiązało członki jej odrętwiałością, jak powrozem całą okręciło. Snu by pragnęła teraz nad wszystko na świecie.
Tymczasem ze wzmożeniem się ruchu na ulicy — bo już ku południowi szło — budka wprędce jakoś wypełniła się ludźmi i ścisk się tu uczynił a rozgwar.
Weszło kilka osób przyzwoicie ubranych, oczekujących na tramwaj. Patrzyły one z pewnem niedowierzaniem na resztę tłoczącej się publiczności i unikały troskliwie ocierania się o ludzi, których najwidoczniej do poczekalni przywiodła chęć uraczenia się ciepłem. Piecyk był w oblężeniu, zewsząd ku jego rurze nagrzanej wyciągały się ręce, z za bark i pleców najbliżej stojących szczęśliwców.
Kobiet znajdowało się tu kilka, chustkami tylko po wierzch okrytych i to lekkiemi. U mężczyzn też przeważały okrycia albo na cieplejszą porę stosowniejsze, albo djablo znoszone i w dziury a łaty zasobne.
Pomiędzy dorosłymi chłopięta kręciły się, nieosłoniętymi świecąc karczkami, lub piersią, wyglądającą z pod pozbawionej zapięcia watówki, wykrajanej bez najlżejszego o mo-