Strona:Liote.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.
— 171 —

«Nijakiego noża u niego nie widziałam i żeby źgał tę kobietę — nie widziałam».
A to tak było: on ją najpierw źgnął — majster musiał być nielada, co to ręką aby nieznacznie ruszy, nożyk wbije, wyjmie i wszystko tyle trwa, co amen powiedzieć — a jak baba do krzyku buzię rozdarła, on ją zamalował. I tem się ratował, bo inaczej by go pojmano. Żeby baba zakrzyknąć zdążyła i hasło poszło, że przebita, toby i stróże wylecieli i gwizdkę by dano — i już by nie uszedł. Tak zaś, ludzie myśleli ino, że ktoś tam kogoś po pysku sprał; niewielkie zmartwienie...
— A cóż z kobietą ową? — staruszek pytał.
— Przyjechała karyta i wzieni ją. Wylizała się z tego, bom ją potem, w miesięcy parę, widział znów z mlekiem na targu. Tylko biała była jak chusta, a idąc, słaniała się trochę.
Opowiadanie zakończywszy, rzeźnik uderzył dłonią po swem kolanie, potarł je mocno, odsapnął — i z miejsca się ruszył.
Za nim staruszek też podreptał.
Ocknęła się Agnieszka. Była znów sama. Przed oknem Jan stał i na nią spoglądał zna-