Strona:Liote.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.
— 180 —

by drugim robotę odebrać i samym przerobić. Tylko, do rozmowy chęci najmniejszej a najmniejszej nie miały, robotę zaś lubiły.
Po ogromnych salach, z furkotaniem transmisyi i postukiwaniem miarowem warsztatów zmieszany rozlegał się, o sklepienia trącając, huczny głosów ludzkich rozgwar. Salą, w której kobiety zatrudnione były, wstrząsała fala najhuczniejsza, aż przez okna na ulicę się przelewając.
W tym babskim trajkocie ostre ze sobą trącały się wyrazy; poswarki słyszałeś, złorzeczenia, przytyki w oczy wzajemnie sobie ciskane, cały jarmark kobiecych pretensyj.
Te dwie obok siebie, jednako pochylone, z jednakiem zajęciem i bystrością w robotę swoją wpatrzone, uważne, ciche — choć nie zasępione.
Owszem — i na uśmiech czasem się zdobyły i słowo jakieś rzuciły, i czyjąś mowę głowy kiwnięciem potwierdziły, właśnie jakby wiele im szło o to, by nie odróżniać się, uwagi na siebie nie zwracać, tej nienawiści nie ściągać, którą ogół bab wściekle kąsać potrafi każdą nieprzystępną i dumną robotnicę.
Ale że wyrazu brudnego — to już od