Strona:Liote.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.
— 190 —

nie ja ją chował a obcy ludzie, i nie tu a daleko, w obcym kraju, w mieście nadmorskiem — mówił Dominik, bawiąc się wyrazem ciekawości, którym roziskrzyły się odrazu oczy słuchaczek.
— Widzicie, jaki skryty nasz pan Dominik — odezwała się gospodyni — miesiąc już tu u nas i słóweczka jeszcze o sobie nie pisnął. Pierwsze teraz słyszę — że wdowiec.
— Bo wdowce przemówił ktoś inny — jeśli są bezdzietne, zawsze się ukrywają i za kawalirów lubią siebie wydawać, bez to, że wiele jest dziewuch, co za wdowca, chociażby i dzieci nie miał iść nie chcą, woląc takich, którzy żeniaczki jeszcze nie wypróbowali.
Dominik śmiał się bez przymusu swobodnie.
— Niech-ta wolą. Ja o żadną nie stoję.
Dzień był powszedni, ludzie pomordowani, rozmowa więc wprędce się zakończyła wśród przygotowań do spoczynku.


VII.

— Wdowiec, o żadną nie stoi, żona mu na obczyźnie umarła i sam jej nawet nie cho-