Trzecim już powrotem mieszkała u Leonostwa. Wszystkim wiadomo było, że ta kobieta żyje z niejakim Piotrem, szewcem, wybiedzonym przez pijaństwo nałogowe, i że, od kilkunastu lat pobrać się mając ze sobą, nie pobiorą się nigdy, bo w dniu stanowczym młody nie jest w możności wybełkotać paru słów zrozumiale. Ludziom zaufanym Joanna z płaczem zwierzała się, iż drugi jeszcze powód staje na przeszkodzie ich połączeniu, oto — idzie jej o chustkę i pierzynę.
— Swoje wszystko przemarnował, pozastawiał, poniszczył. Broniłam, perswadowałam. Powiada: to moje. Ale jak już do tego dochodziło, że brał za chustkę albo pierzynę, ja mu pięść pod nos. Twoje? Mąż jesteś? Jakim prawem? I nie ruszył. Państwo moi, niech dziś ślub z nim wezmę, jutro pierzynę poniesie do ciotki.
Rozchodzili się co najmniej dwa razy do roku. Joanna dla ukarania go za ciężkie wykroczenia pijackie, uroczyście zarzekając się dalszego pożycia, opuszczała wspólne mieszkanie, szła — do ludzi. Po tygodniu, stęskniony do niej i pierzyny — bo sypiać teraz musiał na gołym sienniku, bez przykrycia — zjawiał się szewc, pełen skruchy. Zgoda
Strona:Liote.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —