na ulicy, to już pewno przed domem wystawającego. Pozdrawiał je uprzejmem słowem i zapytywał, jak robota idzie.
Raz, drugi, mając sobie bez opryskliwości udzieloną odpowiedź, za trzecim przedłużył rozmowę, wtrąciwszy użalań nieco na własne przymusowe próżnowanie. Kobietom tak osobliwie spieszyć na poddasze nie było powodu, słuchały więc Dominika bez niechęci; zwykle jednak rozmowa na dole wszczęta, tu się też kończyła, przy ludziach w mieszkaniu już się nie wznawiając. Co najwyżej, z drugiej izby opowiadaniom jego o różnościach, widzianych, gdy wojskowość odbywał — przysłuchiwały się kobiety obie dość uważnie, śmiechem cichym wesołości ogólnej, zrywającej się chwilami, wtórując.
Gdy parę razy nawinął się im niedaleko od fabryki i do domu im towarzyszył, Maryanna baczność sobie nakazując, pilnie uważać nań poczęła. Wprędce też spostrzegła, że Dominik na Agnieszkę z uwielbieniem spoziera.
Któregoś więc wieczoru zapytała córkę:
— Jak on się widzi tobie, Jaguś, bo miarkuję, że silnie koło ciebie zabiegać poczyna, już i pod fabrykę podlatuje...
Strona:Liote.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
— 197 —