Strona:Liote.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.
— 208 —

żydowski i Muranów zalegających, roiło się w tej porze do zapadnięcia zmierzchu, mnóstwem ludzi. Dnia powszedniego, ku wieczorowi, w święto zaś — ledwie południe zeszło, wylegała tu z sąsiednich, ciasnych i dusznych ulic, wylotami Rybaków, Przyrynku, Zakroczymskiej, od Muranowa i Bonifraterskiej, ludność szara, odrębna tych stron publiczność.
...Oto dzień na schyłku. Kobiet pełno, powyprowadzały drobiazg swój, by w Izbach nie wiądł a nie sechł, i zawsze tak: jedno na ręku, zaś dwoje — troje spódnicy matczynej się trzyma. Stary — jak męża one zowią — jeśli zawczas robotę kończy, też się przywlecze, przy swoich na trawie legnie, mięśniom i kościom utrudzonym folgę dając; dom nie nagli — niech tam córka podlotek, do gospodarstwa się zaprawiająca, lub babka stara wieczerzę tymczasem upitraszą.
Najwięcej po placu rozsiądzie się mamek, piastunek a służących, dziewcząt dość zaniedbanie ubranych, ubogo, jak i dziatwa z niemi będąca, wyglądających. Które z nich bez kawalirów, to razem, kupkami posiadają, a które ze sobą kawalirów przywiodły lub tu ich sobie na poczekaniu — bo to prędko idzie —