Strona:Liote.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —

usiadł na brzegu jej kuferka, ręce poczernione od roboty, nie dające się odmyć wcisnął między swe kolana: zgarbił się. Po długiej dopiero chwili ona półgłosem odezwała się:
— Jadłeś co?
On zcicha również, ale spiesznie, jakoś, skwapliwie, rad, że przemówiła, odparł:
— A jakże, jadłem — jadłem.
— A coś jadł?
— Co — albo to Joanna nie wie, co się jada.
— No, nie kręć — nie kręć — tylko powiadaj.
— Herbaty ze sklepiku przyniosłem, chleba kupiłem i wędzonki — a jakże. Bardzo się dobrze pożywiłem.
Zerknął ku Agnieszce i Dominikowi, ale ci nie tylko, że na nich wcale nie zważali — jeszcze, umyślnie może poodwracali się do okna, ze sobą o czemś gwarząc. Wtedy znienacka, szybko zbliżył Piotruś głowę swą do twarzy Joanny, chuchnął jej w nos i równie szybko znów się odchylił, spoglądając na kobietę z uśmiechem, pełnym komicznego zadowolenia i tryumfu. Wódki nie pił, co?
Ona dość obojętnie machnęła ręką. Zna