Strona:Liote.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.
— 222 —

to wszystko, aż za dobrze. Zawsze tak jest, iż gdy ona odejdzie, opuści go, następuje dla niego wtedy okres dobrowolnego umartwienia, powstrzymywania się od picia. Biedaka kosztuje to wiele, traci apetyt, humor — schnie, staje się trwożliwym, milczącym, jak każdy pijak w pierwszych miesiącach walki z nałogiem. Cierpienia te jednak nie przynoszą mu korzyści, nie prowadzą do wyleczenia się zupełnego; gdy nareszcie wzruszy Joannę, przebłaga ją, natychmiast upija się z radości — i tak wiecznie w kółko. Do przebłagania zaś jej dochodzi zawsze jedną i tą samą drogą, ukazując Joannie wynędznienie swoje, zaniedbanie się, ślady przymierania głodem i wyschnięcie na suchem jadle.
Co ona ma robić? Zdejmuje ją gryząca, dokuczliwa wątpliwość, jaką obrać drogę. Zostawić go samemu sobie? Zmarnieje. Wrócić? Zmarnieje. Za trudne to dla jej głowy; odpycha myśli, zdaje się na wolę fali, unoszącej ich oboje; czeka tej chwili nieuniknionej, gdy litość nad nim i tkliwość wzbierze w niej tak silnie, iż nie pozostanie jej nic innego, tylko ręką machnąwszy — powrócić.