Strona:Liote.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.
— 226 —

zeń pomyje do wody. Zostawiła za sobą drzwiczki uchylone — widać tuż przy nich, głowami do wyjścia usłane łóżko ze stertą pod sam wierzch kajutki sięgających poduszek bardzo białych, pewnie świeżo obleczonych.
Przyglądają się tej kobiecie, odzianej w czerwony stanik i kieckę perkalową w różowe kwiatki, przyglądają się potem Niemcowi, jak podszedł do swej baby i coś do niej przemawia, ręką wymachując.
Od strony Rybaków, z szumem i łoskotem przytłumionym płynący wysuwa się statek biały, niby tylko co pomalowany, wdzięczący się w słońcu świeżością swoją, i z wdziękiem zakreśla ku mostowi łuk, ubijając kołem pianę i ciągnąc za sobą po wodzie niby ogon sfałdowany, rozlatujący się coraz szerszemi falami, które słabo o brzeg trącają; łuk zakreślił, zmalał i między przęsłami mostu skrył się niespiesznie.
W najdalszej głębi widoku, gdzie nasyp kolejowy zrazu odsłania wązkie pasemko białych wydm piaszczystych, a okrążywszy je, zasuwa się pod sinawość dalekiego widnokręgu, ukazał się szary obłoczek. Znów mają za czem śledzić. Obłoczek wydłuża się i wy-