Strona:Liote.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.
— 239 —

sił tylko brakło. Po całotygodniowej robocie doznawała rozbicia a umęczenia takiego, że łóżko jedynie ją nęciło.
— Co mi się stało — nigdy lezuchem nie byłam.
— A no cóż, wiek, lata te podeszły. I ja się taka sama teraz zrobiłam — wtórzyła jej praczka. Niech roboty aby na chwilę zbędę, niech ręce z balii wyjmę, niech się z dzieciakami i starym obrządzę — tobym już tylko leżała a leżała.
W istocie nie miała nigdy dostatecznego wypoczynku, kładąc się później od wszystkich i zrywając się do balii o świcie.
Maryanna jej pracy już by nie podołała. Niby tak wyraźnie nie chorzała, ale we wnętrzu była słabością jakąś trawiona. Nogi jej mdlały, ręce drętwiały często; znużenie brało ją niekiedy całą, ssąc grzbiet i piersi, garbiąc ramiona, przygważdżając — gdy dzień był wolny — do łóżka.
— Ale ty, córuś, nie masz co z przyczyny mojej w izbie się wędzić — do Agnieszki mówiła, upierającej się niedzieli którejś, by z domu bez matki nie iść. — Ja nie chora, do niczegoś mi tu nie potrzebna.
— Bo i prawda — wtrąciła Leonowa —