Na listy Dominika odpowiedź nadeszła taka:
«Nic tobie, kolego mój, dopomódz w sprawie wyjęcia świadectwa, iż żona twoja umarła, nie mogę. Nie swoje ona tutaj podała ludziom nazwisko, lecz wcale inne — może ze wstydu. Jak się to udawało — nie wiem, dość że papierów przy niej żadnych nie było, a w szpitalu tak ją zapisano jak sama powiedziała, nazwisko prawdziwe ukrywszy. Teraz jak dowieść, kim była — nie poradzę ci, bo nie wiem, ale sposób pewnie na to najdziesz, może przez urząd napisawszy. Na odjezdnem słowa te ci przesyłam; w insze strony wyjeżdżamy, tutaj nic dobrego nie zaznaliśmy».
Patrząc na zbielałą zupełnie i jakby w oka mgnieniu zeszczuplałą twarz Agnieszki, na wargi jej, z których krew uciekła, drganiem bezdźwięcznem poruszane, na oczy przed się w bezdenność, nagle rozwartą, zapatrzone — rzekłbyś, że widzi ona dzień po dniu wszystko, co nastąpić ma.