NIECH PRECZ RZUCĄ TE LILIE...
Niech precz rzucą te lilie i tych róż wybuchy
I niech pieśnie i fletnie cichną w dali mrąc.
Niech nic nie zbudzi szału pośród ciszy głuchej
Na kwawym nieboskłonie zachodzących żądz.
O, nie dysz ku mnie wonią mrącego oddechu!
O, nie świeć pochodniami płomienistych ócz!
Bo płonę jako nocna ćma w ich złotym śmiechu,
W ogniu gwiazd obłąkanych za pomroką tucz.
O, nie kuś mię już więcej twą chciwą pieszczotą,
W której palę się ogniem i od mrozu drżę!
Nie pój warg tych przewonnych ambrozyą złotą:
Niech me serce zasypia, niech me serce mrze…
Me serce tak spoczywa, jak pustelnik w trumnie,
Chroniąc się pod błękitny wyrzeczenia krzyż…
Żalem nędznego szczęścia nie mąć bezrozumnie,
Nie zakłócaj pogody rozgrzeszenia cisz.
Strona:Liryka francuska. Seria druga.djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.