Strona:Liryka francuska. Seria druga.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

∗       *       ∗



Samotny, zadumany, pójdę przez gościńce
Pod bezupalnem niebem, które smęt już iści,
I z rozkochanem sercem wezmę w obie ręce
Podjętą spod wierzb drożnych garść jesiennych liści.

I będę słuchał ptaków, co krąg w wietrze wiodą,
Krzyczące w nadchodzącej już nocy żałobie, —
I gdzieś na zżółkłej łące, ponad smutną wodą,
Będę długo rozmyślał o życiu i grobie…

Mroźny wiatr wstrzyma orszak obłoków najbladszy
I zachód zemrze cicho we mgle tajemniczej, —
A ja, znużon pielgrzymstwem, gdzieś u kresu siadłszy,
Spokojny już przełamię chleb mój, — chleb goryczy.