II.
A gdy śmiercią wieczoru niebiosa się spłonią, Dzwon łagodnie zwoływa na chór po nieszporze — Jakby ich modły były tą jedyną wonią, Co jest zdolna ukoić melancholie Boże.
Wszystko w murach klasztoru jest zmierzchem i ciszą, Przewlekły dzwon wieczorny smętnym zewem gędzie, A one idą: korną procesyą mniszą, — Jako na martwej wodzie płynące łabędzie.
Kładną długie zasłony białe. Tajemnice Dusz ich skwitają ciche pod gromnic płomykiem: Że gdy siwy ksiądz w kapach przechodzi kaplicę, Śnisz ogrojce dziewicze z Bożym ogrodnikiem.
III.
Zasię zachwyt ekstazy tak łacno się dzieli, A serce w ciszy modłów ukaja tak łzawe, Że niejedna z nich długo w samotnej swej celi Powtarza w letni wieczór kościelne swe »Ave«.
Stojąc w otwartem oknie, gdzie śni noc daleka, Wznosi skrzydlatą jeszcze zasłonami głowę, I długo w noc tęsknemi oczyma przewleka Rozmodlonych gwiazd złotych ziarna różańcowe.
|