Strona:Liryka francuska. Seria druga.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

W MIASTECZKU...


W miasteczku, pod blaskiem porankowych zórz,
Które patrzą rzewną, siostrzaną źrenicą,
Bije smętny dzwon, bije swą tęsknicą,
Skroś echowe fale rozśpiewanych głusz...
Bije smętny dzwon i muzyka blada,
Jako rwany wiatrem rośnych tonów pęk
Pruszy się na zręby strzelnych wież i wnęk,
Z kościelnej wieżycy girlandami spada...
Muzyka, co spada jak po kwiecie kwiat:
Z ogromnie daleka, z niegdyś, z pozaświecia,
Rojem tak bladego, liliowego kwiecia,
Jakby je zwiewała z martwej skroni lat.