Strona:Liryka francuska. Seria pierwsza.djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

I Marya rozkazuje, by orszak wiernych sług
W opończy pazia za nią rannego na koń zwlókł.
Każe mu zdjąć z ramienia zbyt ważkie pasy zbrój,
Zarzuca mu na piersie płaszcz aksamitny swój,
Kładnie relikwiarz własny na koral srogich ran,
I ludziom swym oświadcza niewzruszona:
»Wiernym kościoła synem jest ten szlachetny pan,
O czem w świątyni Bożej was przekona«.

O, święty Eustachy!
Jakiż krwawy tłum
Okropnymi strachy
Zalega twój tum?
Włóczy stosy ciał
Pośród wirydarza,
Szydzi i znieważa
I czyni z nich wał
U stopni ołtarza!

Na rok, w którym żyjemy, spuść Panie łaskę Swą!
Niewiasty te i męże — zaprawdę — ludzie są.
Ich tłum zalega nawę (z chóru Te Deum grzmi)
I żywe serce ludzkie szarpie i pławi w krwi.
Wyrwane z piersi wodza, oną-że przemógł grzech,
I przeżarł jako trąd odstępczy błąd Kalwina.
Tłumy je rwą. Szyderstwa wrą i śmiech —
Dzielą się krwią: »To cud chleba i wina!«