Strona:Liryka francuska. Seria pierwsza.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwie światłości mrokom swą zdobycz wydarły,
Powróciłeś w noc twoją, marzycielu głusz,
Jak obce sunąc widmo pośród żywych dusz,
Które zasię dla ciebie bez echa umarły.

A śród nich zostawiłeś ledwie słaby ślad,
Zatracony w bezdrożach innego żywota...
Zaliż cię dwakroć tknęła śmiertelna pieszczota,
Która przenosi w tamten lazurowy świat?

Oh! ilekroć w godzinie, gdy przestwór się mroczy,
Zdala od żywych, prężąc się w pozłocie nieb,
Wzywałeś, wznosząc ręce pod niebieski sklep,
Spóźnionego anioła z śmiertelnej roztoczy!

Ilekroć na kobiercu polnych ziół i zbóż
Widziano cię na pustych cmentarnych bezdrożach,
Zawistnego tym trupom, co w kamiennych łożach
Zasnęli, by się więcej nie obudzić już.