fikować ale zrusyfikowanie go ostateczne byłoby dla niej czemś w najwyższym stopniu niepożądanem, ponieważ w takim razie nie byłoby kraju, który wolno jest wyniszczać, polskości, którą można gnębić, Polaków, których można śledzić, uprzywilejowanych miejsc, które można zajmować, pensyi, awansów i pola do wyłapywania ryb z umyślnie zmąconej wody.
Oczywiście przypuszczenie, że mogłyby przyjść takie czasy, w których Polacy wyrzekliby się swej narodowości, języka i wyznania jest czemś tak potwornem, że nie warto o tem mówić i biurokracyi miejscowej, która wie o tem doskonale, nie mącą snów tego rodzaju obawy. Natomiast obawia się ona wszelkich prób i usiłowań pojednawczych. Powiedziałem już wyżej, że tak zwanych ugodowców naszych otacza niechęć narodowa — i jako ludzi, których pewna, zresztą nieznaczna część, dla doraźnych osobistych korzyści gotowaby była poświęcić sprawę ogólną — i jako partyę skłonną do ustępstw tam, gdzie nic ustąpić nie wolno — i wreszcie, jako uczciwych, ale niewczesnych politycznych ideologów bez gruntu pod nogami, próbujących pojednawczych układów z temi właśnie, którym najmocniej chodzi o to, aby pojednanie nigdy nie nastąpiło. Jest to jednak tylko niechęć, niemogąca się porównać z tą gorącą nienawiścią i pogardą, z jaką patrzy na nich miejscowa
Strona:List otwarty Polaka do Ministra rosyjskiego.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.