Strona:List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego.djvu/06

Ta strona została uwierzytelniona.

Padł na posterunku pierwszy Prezydent Rzeczy Pospolitej, obrany praworządnie na mocy jej praw Konstytucyjnych, po złożeniu przysięgi przed Bogiem, iż dla Polski pracować będzie. A kto nie szanuje praw swojego państwa, ten — cokolwiek rzekłby na obronę serca swego, myśli i woli — niepoczytalnym czynem wlecze kraj swój na drogę zawsze niebezpiecznej anarchii, a przynajmniej popchnąc go tam może. Kto zaś przecina nić życia głowy Państwa w moment po przysiędze, staje niejako pomiędzy wybrańcem Konstytucyjnym swego narodu a Bogiem.
Padł najwyższy Reprezentant władzy polskiej, gdy nie zdążył jeszcze nic na jej szkodę uczynić, czem mógłby wywołać odruch niezadowolenia — kiedy już zdążył uczynić coś dobrego: przeciwstawił się okrucieństwu kary śmierci, ułaskawiając skazańca. Był więc nie tylko mądrym, jako uczony o sławie europejskiej — był nadto dobrym.
I zginął od kuli, która zaczaiła się — mierzyła z zasadzki: — do zawierzającego czystej duszy swego narodu i składającego hołd ołtarzom sztuki polskiej pobiegła w serce... z tyłu!
Należałem do tych, co ból i zgrozę z powodu tego tak nie licującego z dziejami Polski katastrofalnego wypadku odczuli w całej pełni, jako hańbę spadającą wraz z żałobą na kraj cały — wyraziłem to bezpośrednio po wypadku w opublikowanym wierszu „Na pogrzeb prezydenta“, acz wiedziałem dobrze, iż ogromu klęski moralnej nie zdołam wyrazić. Bo niema w mowie ludzkiej, w mowie polskiej, dosyć słów, aby napiętnować czyn, który nieodwołalnie grzebie skarby — duszy jednostki i pokładane w niej przez naród w akcie wyborczym nadzieje...
Panie Prezydencie! zdaje mi się, że nawet w tych niedopowiedzeniach tkwi wszystko, co trzeba, abyś raczył uznać, iż staję przed Tobą z czystem sercem, jasną myślą i dobrą wolą.