Strona:List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Ktoś — tylko nie on sam, Niewiadomski. Bo on tego nie chce, skoro chce tylko umrzeć. On nie może, bo czuje, że «złamał prawo» i że «śmierć mu się należy». A tylko dlatego ważył się na swój czyn szalony, iż wierzył, że zań odda życie własne; tem jedynie usprawiedliwiał okropność czynu, który z tej tylko strony rozumiał!
Nie chce on Cię prosić o łaskę, Panie Prezydencie, bo w zgrozie swojego czynu ukończył wszystkie swoje rachunki z życiem. Nie może, Panie Prezydencie, bo wtedy musiałby się okrutnie zlęknąć, że to, co przyjętoby za skruchę, byłoby niczem więcej, jeno nędzną o własne ciało obawą. Powiedziano by mu wówczas, że otworzył oczy na ohydę swego czynu — zabicia niewinnego człowieka i Głowy państwa — dopiero w szczękaniu zębów ze trwogi. Nie można żądać od nikogo — nawet od skazańca — aby z własnej duszy, która-ć zawsze pragnie zachować cień swego dostojeństwa, uczynił szmat plugawy. On nie może! — i nie powinien, Panie Prezydencie, skoro wyrzekł takie «ostatnie słowo» i nie chce, aby do oskarżenia o zabójstwo historja dołączyła oskarżenie o fałsz uczucia i o nędzę charakteru. Wszakże nawet bandyci, którzy zabijają dla egoistycznego interesu, zgoła bez żadnej idei — nawet błędnej — znają niekiedy godność niezniżania się do prośb o łaskę — i to nawet w nich zasługuje na szacunek.
A Niewiadomski jest przecież zabójcą przez nieporozumienie z duszą własną, dotąd zawsze czystą i nawet w akcie zbrodni nie myślącą o sobie, oraz przez przypadkowy konflikt z duszą społeczną w chwili jej zmącenia przez kurzawę walk partyjnych!
Więc milczenie Niewiadomskiego nie ma nic wspólnego z Twojem prawem do łaski, Panie Prezydencie — choćby on sam przeraził się wobec tej łaski, gdy przygotował się duchem do przekroczenia wrót życia!



Nie od niego tedy, nie dla niego, nie za niego — przemawiam raczej od wszystkich, co w dostojnie myślącym