najskiej tablicy: «Nie zabijaj!» — On, który, wszelki formalizm litery duchem Miłości słodkiej nawet dla wrogów od wieków przełamał i wciąż jeszcze czeka spełnienia przez ludzkość swojej nauki — chybać nie w duchu miecza, lecz krzyża.
Toć żywą jest chyba pamięć o zniesieniu śród ludów aryjskich przez mękę Jezusa kary rzymskiego krzyża, żywą cudowna myśl Wiktora Hugo, najwymowniejszego z bojowników przeciw karze śmierci: «Powieście Boga na szubienicy — będzie krzyż!» — żywą idea o przebaczeniu przez Chrystusa wszystkim cierpiącym mękę krzyżową, nawet zabójcom — nadto ostrzegawczym (o czem mądrość państwowa nigdy zapomnieć nie powinna) jest pęd tłumu do idealizacji skazańców, którzy krzyż przyjęli w imię idei...
A przecież, jakkolwiekbyśmy potępiali czyn rąk Niewiadomskiego — niema rady, niepodobna zaprzeczyć, iż on był ideowym zabójcą i działał w imię źle pojętej — aleć zawsze w imię głębokiej miłości dla Polski!
Wiem z góry, iż Prezydent, Głowa Państwa, opiekujący się z prawa wszystkiemi narodowościami i warstwami społecznemi na ziemi polskiej, zważy, że krew ś. p. Narutowicza odepchnęła od siebie na razie mocniej dwa wielkie obozy opinji politycznej i że krew Niewiadomskiego pogłębi czerwoną przepaść pomiędzy niemi. Pogłębi bodaj bardziej na szkodę lewicy, niż prawicy, która mniemać będzie, iż wypłaciła się za grzech wspólny wojny domowej tą dobrowolną cudzą ofiarą z ławy podsądnych.
Czyli innemi słowy: akt zemsty państwowej, choćby w najlegalniejszym ferowanej porządku, gotuje krzywdy całości duszy narodu polskiego i promieniami jej odbicia uderzy we wszystko, co żyje pod dachem państwowym Polski.
Nieprawdaż — panie Prezydencie — jako patrzący w przyszłość, nie możesz nie wiedzieć tego, że krew Nie-