Strona:List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed zgonem tej okrutnej niespodzianki — mierzącej do Niego lufy rodaka, że nie miał czasu pod szokiem cierpieć, ze zdziwionemi oczyma pojrzał na obecnych i onieprzytomniony, nim mógł doznać bólu — zgasł!
A przeczytajmyż teraz «Ostatni dzień skazanego» Victora Hugo i wgłąbmy się w mękę tylu długich dni, które ma przed sobą skazaniec Eligjusz Niewiadomski, aby ocenić, czy szala pokuty nie jest tysiąckroć cięższa od zdziwienia przedzgonnego Ofiary. Tylko potrafmy czuć i rozumieć, jak Wiktor Hugo!



Nieetycznem w postępku Niewiadomskiego jest owo traktowanie Narutowicza — nie jako człowieka samego w sobie — lecz jako rzeczy, jako Symbolu.
Tej wielkiej prawdy nauczył nas mądry Kant.
Ale kto z nas w tej mierze jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na Niewiadomskiego kamieniem.
On zabijał Symbol, nie patrząc na kształt Człowieka — tak, to jest prawda!
Ale wszakże to właśnie dzieli go na jego korzyść od zwykłego zabójcy i z pod zwierzęcej naszej powłoki wydobywa zeń stworzenie ludzkie — ideowe. Bo tylko mściwy morderca mierzy w określonego nazwiskiem człowieka, którego znienawidził. I tylko chciwy zbrodzień upatruje ofiarę w określonym człowieku, na którego pieniądze czyha.
Ale gdybyśmy — my, ludzie przeciętni — nie usprawiedliwiali siebie symbolami, to bylibyśmy na wojnie zwyczajnymi mordercami. Cóż uczynili sobie wzajem złego ostający rozkazem w przeciwnych okopach, jako ludzie? Ale to są wrogowie wojenni — nic więcej — symbole narodu nieprzyjacielskiego, odziane w inny mundur wojskowy.
Bez tej zasady symbolizacji, która jest rozstrzygającą w walce o najwyższe idee — niepodobna byłoby zrozumieć po ludzku mnóstwa zabójstw politycznych, popełnionych na ulicach naszej stolicy w warunkach wczorajszej niewoli.