Sąd, nie wzywając psychjatrów, wychodził z tej zwyczajowej, a zarzuconej już przez nowożytną psychologję, omylnej bazy, iż umysł, uczucie i wola nie są jednią, że działają rzekomo, jako istoty samodzielne, i że, gdzie intelekt nie jest patologicznie zmącony, czyli jest do rozumowania zdolny, tam wola jest nieskrępowaną, zdrową!
A przecież już od czasu klasycznej pracy Ribota wiemy coś ważkiego o «chorobach woli», o pchającem ją fatum, gdy uczucie natęży się w jednym kierunku, gdy myśl, acz rozumująca wedle praw logiki, lecz zwężona charakterystycznie, widząca dokładnie w prostej linji jedno, lecz ślepa strasznie na drugie naokół, myśl wydłużona, lecz bez widnokręgu, nie potrafi stwarzać sobie wątpliwości i zaprzeczeń, a tem samem znajdować dla woli hamulców. Bo dusza ludzka jest zagadkowo złożoną jednią!
Ten tak charakterystyczny obraz ideowej miopji,
nieraz oryginalnie widzącej błędy przeciwników i niedowidzącej omyłek własnego obozu, tej wężyzny upartego prostolinijnem widzeniem umysłu, miopji, fatalnie związanej z niepoczytalnością woli, gdy gromadzony przez lata ładunek namiętności i rozgoryczonego uczucia zbolałemi nerwami wybucha: ten obraz — każdy człowiek, obznajmiony ze światłami najnowszej psychologicznej nauki, zawodowiec-psychjatra, z którym o tem mówiłem, dojrzałby stanowczo na ławie podsądnych.
Niestety, sam podsądny, z uporem symulujący zdrową jaźń, wstydzący się cienia słabości, acz na zgubę sobie, z maniakalną uciechą samobójcy łudził sąd, salę, dzienniki, iż jest człowiekiem absolutnie normalnym, nie tylko o myśli logicznej, lecz i woli, podobnież zdrowej, co i twardej.
Nie pozwolił widzieć nikomu, że to była wola ślepa,
działająca pod kilkoletnią samohipnozą, która nie wyczerpała się w akcie zbrodni, a przeszła za zabójcą na ławę podsądnych, aby bronić jego czynu przed sobą i światem!