wolucjoniści od wieków zabijali tyranów, ale chcieć zabić władcę za piękno i dobroć — to byłby na nieszczęście wypadek zgoła polski, gdyby nie był na szczęście nasze wypadkiem zgoła klinicznym!
Chciałem go zabić za to, że nie był tyranem — tak myśleć może chory, który naczytał się pomyłek, nawet profesorskich, iż «Polsce, aby żyła, brakło ręki Iwana Groznego!«
A zabić kogoś innego tylko dlatego, że Tamten powstał z prezydenckiego fotela, Ten usiadł na nim w chwili, gdy kandydat na politycznego zabójcę «już wypróbował sto razy broń» — może tylko człowiek chorej, samozahipnotyzowanej na zabójstwo woli!
To nie jest wcale jakieś «łatwe przenoszenie wschodnie personalnej odpowiedzialności z jednej osoby na drugą» — jak sądził (wedle wywiadu dziennikarskiego) marszałek Piłsudski, genjalny jasnowidz w sprawach wielkich dziejowych przeznaczeń narodu, lecz przecie nie historjozof. Bowiem rewolucjoniści wschodu dokładnie wybierali prawdziwie odpowiedzialne piersi carów, Plehwów, Sypiaginych — a nasza rewolucyjna ulica przenosiła dawno metodą «wschodnią» odpowiedzialność rąk petersburskich na pionki w mundurach policyjnych i żołnierskich — i wreszcie nie był «wschodnim» ani Caserio, za swoje bóle włoskie przenoszący odpowiedzialność na głowę Respubliki francuskiej, ani włoch Luccheni, ukarany tylko więzieniem za przeniesienie odpowiedzialności z monarchów na szlachetną kobietę, małżonkę cesarską. Zachód i wschód podobne tu do siebie!
To jest tylko choroba, nie mogącej odhipnotyzować siebie — w pomyśle, czynie i tłomaczeniu się — woli, choroba, której sąd bez pomocy psychiatrów nie mógł odcyfrować, ale którą ujrzy Łaska, aby nie zabijać chorego zaślepieniem woli!
A jeśli dodać, że ta psychoza jednostki była tylko szczytowym, wybuchającym punktem naszej ogólnej psy-