błąd opinji skazańca wyda się świętą prawdą, jak przez krew ofiary inni ujrzeli, iż ich prawda oburzeń była błędem. Któż zresztą w chaosie myślowym naszego życia zważył subtelnie, gdzie kończy się jego omyłka przekonań i poczyna się cudza prawda?
Ci, co godzą się z męczeństwem Niewiadomskiego, nie mówili by, jak ja, wyraźnie, jak każe serce i sumienie. „Pod żadnym warunkiem“. Choćby nie zbrakło im śmiałości.
Czy wypada mi szerzej rozwodzić się nad tym punktem, iżby to, co jest Twoją refleksją na szczycie, nie brzmiało, jak przestroga z nizin?
Ale to nie ja mówię.
Mówi do Ciebie, Panie, ktoś ogromnie większy odemnie. Słowacki!
Co — tylko poeta?!...
Tak, tylko poeta. »Tylko« ten, co był przechowywaczem duszy narodu, aby doczekała zmartwychwstania w dzień przewrotowy wojny Europejskiej.
Nie wolno zatknąć uszu nawet na szczytach władzy przed słowem jasnowidza — poety.
Ostrowidz Heine, który wyprorokował zgubę czarnemu pruskiemu orłu w poemacie o »Niemczech» — uprzedzał monarchów o gorszem piekle, niż podziemne — o piekle karzącem tercynów Danta. A historja pobitych Niemiec i zdetronizowanych Hohenzollernów przyznała mu słuszność.
Więc jest, Panie, sprawa, o której, zda się, nie może być dwóch zdań.
Sprawa na pozór możliwie najgorsza — Samuela Zborowskiego, który czekanem w burdzie uśmiercił kasztelana Wapowskiego, który, pokrywając zdradą dawne swoje zasługi rycerskie, wchodził w zmowy z turkami — i urągając wyrokowi banicji, grasował w Polsce, i przechwalał się, że zabije najdzielniejszego z królów — Batorego!
Sprawa, gorsza od sprawy Niewiadomskiego — niema dwóch zdań.