Jest sprawa, zda się, możliwie najlepsza — sprawa. mądrego kanclerza Zamojskiego, który wichrzczyciela o łeb wyrokiem publicznego prawa ukrócił.
Czy ktoś wątpił, że Zamojski miał słuszność?...
A jednak — racz posłuchać, panie Prezydencie.
Słowacki — wieszcz narodu — ten, co znał najtajniejszy rytm jego serca, on; co sam był «sercem serc» — po wielu wiekach — już z perspektywy historycznej ferując wyrok — nadto patrząc wzrokiem genjusza — pisze przeszło sto bitych stronic — pisze poemat-dramat p. t. «Samuel Zborowski» — przed forum Boga pozywa tę sprawę między zmarłymi: tym «buntownikiem o ściętym łbie» i tym «katem-kanclerzem». I sądzi ten proces po polsku i po chrześciańsku... a sam jest w nim — adwokatem Samuela!
Przez mgły tego mistycznego poematu jawią się
olśniewające błyskawice myśli. Trudno cytować wszystkie.
Lecz parę cytat wystarczy.
Jest więc ta sprawa na wokandzie w obłokach przed tronem Boga. Zborowski świeci tu krwawym łbem, jak czerwoną latarnią. I trup — Zamojski wstaje — wstać musi z grobu na sąd Boży!
Bowiem Samuel instyguje:
«Ja, com ojczyznę włonił
«I całą nosił w sobie,
«Leżę w skrwawionym grobie,
«Żadną w narodzie wzmianką
«I chwałą nieuczczony,
«Leżę w grobie czerwony...
Tem będzie dla Słowackiego Stracony... Przypomni
on nam każdą chwałę jego i zasługę wobec narodu.
I jego ustami powie:
«Bo jeśli w Polsce kanclerze
«Byli katami, to kaci
«Serca Chrystusowych braci —
«Mieli dla ludzi ścinanych —
jako ten kat «litośny», co czekał, aż skazaniec wyrzeknie «Jezu!» i —