i na szubienicach carskich, przy warsztatach przemysłu i na roli, na niwie oświaty i na ofiarnej krwi własnej! Ztąd etapem tej walki o polskość Polski stał się fatalny krwawy stopień, na którym położył ofiarnie życie Narutowicz...
Czyż krzywą linję tego bolesnego rozwoju ma skrzywić jeszcze śmierć miłującego Polskę szaleńca?
Niech mówi dalej za mnie wieszcz Słowacki, biorący na siebie rolę adwokata zabójcy, na którym już spełniono wyrok śmierci — obrońcy Skarżącego wobec Defendenta, co go wydał katom:
«Secundo:
Dowieść muszę, że ta święta
Sprawa w skarżącym była żywą, czerstwą,
Młodą — a na niej spełniono morderstwo,
Do którego się defendent przyznawa!...»
Nie mogę tu przytaczać wszystkiego, co myśl gorąca, myśl, przeciwna karze śmierci, wysnuć musi nazajutrz po spełnieniu wyroku, którego sprawiedliwość poeta przecie rozumiał dobrze.
Ale on w Zborowskim widział przecież symbol wolności indywidualnej obywatela Narodu, kującego od wieków oryginalnie swoje swobody, acz zbaczającej na manowce. I posiadał on tę cudownę odwagę polskiego serca, która wobec mogiły skazańca jednego tylko się boi...
«Myśl spojrzeć się boi
W ciemność tych czasów, gdy się to zjawiło!
Wie że w tem Piśmie też wyraźnie stoi,
Że krew, będąca pod świętych mogiłą,
Krew pościnanych w mieście się obudzi!»
I miał tę cudowną od wagę Polaka — pogrobowca rycerzy — iż wielkiemu w stylu europejskim kanclerzowi ważył się imieniem Ducha Narodu Polskiego, tak zawsze dalekiego od spełniania w życiu publicznem kar okrutnych, choćby zapisanych w prawach sejmowych, rzucić te potężne słowa: