A idąc wszystko obudza i wskrzesza,
Trącając skrzydłem...».
A to już nie jest tylko wąsko-polskie, to jest naprawdę Europejskie, jak głos Woltera w sprawie Calasa — to jest ewangieliczne!
I oto z powodu tamtej sprawy — buntownika, ukaranego de jure — wieszcz wołał do Pana nad Pany:
«O Panie!
Jam tak w narodu mojego skonanie
Z tą krwią, od wieków przy sercu noszoną,
Przeżył. — I pękło mi już nieraz łono
Ducha — a na mnie walono kościoły,
Myśląc, że nigdy więcej nie powstanę!...»
A tak pękają tylko serca wielkie — serca, które wskrzeszają po trzystu latach sprawy napozór zamarłe, — serca, które zmartwychwstają i dają zmartwychwstanie swemu narodowi!...
Więc ja nie mam słów...
Ale w tę królewską purpurę wielkiego poety Juljusza owijam się w tej mojej dobrej sprawie, którą wziąłem na barki, jako brzemię dobrowolne — a skromny, już tylko jego ustami, mówię do Ciebie, Panie Prezydencie! Mówię imieniem Jego — Anhellego „męczeńskich myśli“ i Jego „natchnionej czucia potęgi“, zaklinając na Jego „błyskawicę i ofiarę pośmiertnej natury“ w tym przeczuciowym poemacie. Mówię Jego czarodziejskiemi słowy, zwracając je do losów Niewiadomskiego, które Ty dzierżysz w ręku:
«Ach! i przez to, o Panie,
Przez to najgorsze śród ludzi cierpienie,
Którem teraz miał, patrząc na skonanie
Ostatnich anielstw, potęg, sił, wiedz, błysków,
Przez to, że z ludzkich wychodzę uścisków,
Jak trup, a martwi mnie w ramiona biorą,
I ogień w usta tchną, ażebym ożył,
Przez to, żem oto tutaj się położył,
Broniąc tej sprawy, jak trup, i z pokorą