Strona:List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

Innym oddaję w ręce obronioną,
Sądź litościwy Panie. — Moje łono
Pękło...»

A słowo wskrzesicielskie Chrystusa kończy ten poemat, który, dziwnie zapomniany przez krytyków, czekał swojego dnia aż do chwili dzisiejszej, aby złotą falą, promieniem błękitu i lawą purpury, popłynąć ku Tobie, gdy będziesz Ojcem wskrzeszonej Ojczyzny.
Ale po cóż ja, Panie, tak długo Ciebie proszę o miłosierdzie, skoro wiem, żeś — —
już dawno postanowił wskrzesić Niewiadomskiego!
Aby nie powtórzyła się raz jeszcze niepotrzebna tragedja, że ktoś, co stracony został na ziemi —

«...dziś z ducha się rodzi
I prawa swego wiecznie dochodzi,
Jako duch wolny w Bogu, a nie lennik,
Jako duch wolny, straszny i męczennik
Przed trybunałem...
Patrzcie, oto klęczy
I ręce do was wyciąga i oczy,
Ale on gadać nie może, a jednak się broczy...
Chwila — a gadał tą krtanią uciętą...
Teraz przypomniał to, co mu wzięto,
Co stracił, leżąc w niepłakanym grobie;
I już nie może uspokoić w sobie
Łez i tu dysze skrwawioną bliznę!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Co wzięto? — wy mnie pytacie! — Ojczyznę!
On ją miał w sercu..

Przebaczysz, Panie Prezydencie, obłędnemu sercu, co miało w sobie Ojczyznę, acz ręka dopuściła się przeklętej na wieki zbrodni —
Już przebaczyłeś!
I za to błogosławiony jesteś, Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, na długie lata pracy dla dobra naszej Ojczyzny!...



Leo Belmont
Warszawa, dnia 8 stycznia 1923 roku.