Odebrałem list twój w Medyolanie na wyjezdnem. Trudniłem się we Włoszech zawiązaniem legii polskiéj, która nakoniec uformowała się w części. Czekałem aż pierwsza kompania uzbrojona wyszła na linią bojową pod dowództwem pułkownika Kamieńskiego.
Mylnie mniemałaś, że miałem iść na wojnę, nie jestem wojskowy, inni mnie tam lepiej zastąpić mogą. Moim obowiązkiem, jako przewodnika narodowego było, zrobić układ z rządami włoskiemi i wszystko ułatwić, co mogło zawadzać formacyi. Największe trudności spotkały nas ze strony rodaków. Stronnictwo arystokratyczne i księży i demokratów mieliśmy przeciwko sobie. Zaczęto do tego dochodzić, że kiedy już pierwsze oddziały wyszły do boju, a tutejszy rząd francuzki upoważnił wystawienie nowej kompanii, rodacy tu głoszą i piszą tu, że ten legion wcale nie exystuje.
Chcą oni przeszkodzić rodakom, aby się nie udawali do Włoch, wolą zatrzymać ich w bezczynnem starciu się partyom.
Ponawiam tobie prośby, abyś wystarała się o sposób rychłego tu wysłania Maryni. Wybaczysz nam, że ci daliśmy ten kłopot i dopominając się oń znowu ciebie kłopocimy. Może téż namyślisz się choć na krótko tu przybyć. Napisz też obszerniej o twojem teraz położeniu, które mnie zawsze również mocno obchodzi. Radbym, żeby twój nowy stosunek dał ci swobodę i pełność życia, bez której niema szczęścia.
Twój życzliwy sługa,
Adam Mickiewicz.