Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/114

Ta strona została przepisana.

y zawiadować wszystkiem aż do przyiazdu mego. Niewiemże, ieśli to prawda. — Jest też tu sam u nas to w wielkiem podziwieniu, żeś Wć m. s. napisać raczyła, żeś widziała listy od P. Koniuszego y od innych pisane du 13, 14, 15, 16, 18. Pytałem ich, co to maią za okazye tak częstego pisania? Przysięgaią wszyscy, że pisać tak często nie mogli, ani o takich słyszeli y przez sen okazyach. Chcieyże Wć m. s. w tem rzetelnieyszą dać informacyą: chyba że to w iednym pakiecie te wszystkie daty, bo tu drudzy nie wiedząc, kiedy się trafi okazya, napiszą raz, y codzień zaś przypisuią.
Co o zdobyczach, ieśli się dzielili w regimentach, o tem tu nie słychać. Szczęśliwy się to tylko zdobył, bo obozu y namiotów Turcy ieszcze bronili. Pod gardłem zaś zakazano zsiadać z koni, ani pieszym odbiegać od regimentów, bośmy się cale spodziewali, że się obróci na nas nieprzyiaciel, skoro obóz rabować zaczną y na łupy padną. Noc potem zaszła, ieden o drugim nie wiedział: w nocy tedy pozaświecali sobie Tureckie świece, y dopiero rabowali y zdobywali się, osobliwie ci, którym się trafiło, że mieli czeladź przy sobie, albo ludzi takich, którzyby okkupowali, iaki namiot, y wydrzeć sobie drugim nie dali. Gałeckiego naywiększa zdobycz w wołach, o które drudzy nie dbali. On zaś ie i brał, y sku-