Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/119

Ta strona została przepisana.

wielką konfuzyą: iakoż była iuż taka, że Dragonia gwałtem z koni zsiadać nie chciała, a drugie Chorągwie tam póiść y stać, gdzie im kazano. Mnie się iednak to ani zdało, ani godziło, przyszedłszy tam z woyskiem, a potem ich tam zostawiwszy, odiechać. Stałem tedy z Panem Generałem Dynewaldem, który sam tylko był przybiegł od woiska Cesarskiego, uważaiąc la contenance de l’ennemi. Tenże Dynewald posyłał posłańca za posłańcem do Xcia Lotaryńskiego, aby nam cokolwiek kawaleryi przysłał, aleśmy się tego doczekać nie mogli. Tymczasem uderzył nieprzyiaciel na P. Woi-dę Ruskiego. Odparli go iego skrzydło. Drugi raz znowu spróbował: toż uczyniło. Trzeci raz, iak skoczył nieprzyiaciel, tak okrążył skrzydło iego, y w tył mu poszedł, a drudzy z przodu go zmięszali. Gdy tedy to skrzydło zmięszane uchodzić poczęło, ia niewidząc większego bezpieczeństwa, ieno przy Usarzach, (bo iakoż przed Turkami uciekać w pole, iak w dym, y dokąd?) ruszyłem się przeciwko tym, co P. Woi-dy Ruskiego skrzydło iuż z tyłu okrążyli, y przy łasce bożey wsparłbym ich był zaraz. Ale skorom się tylko ruszył y obrócił frontem do nieprzyiaciela, aliści środek y lewe skrzydło, przeciwko któremu y nie było nieprzyiaciela, razem skoczywszy, poczęli uciekać. Wsiadł tedy nieprzyiaciel na nich, y gonił z srogą kon-