Parkan y most atakować będziemy, przyiąwszy to za sprawiedliwą karę od P. Boga, za rabunki kościołów, zdzierstwa, cudzołoztwa, za co naymnieyszey żaden nie odniósł kary. Widziałem ia to wszystko, iako we zwierciedle, y groziłem nieraz odiazdem, że ia przy takiem woysku być nie mogę, nad którem wisi kara Boża. A do tego, że się rozleżało; exercycyi żadnych nie umieią, y officyerowie głupcy, niedbalcy, niepilni. Sami na nich narzekaią y wołaią żołdaci, osobliwie w Dragonii, których siła marnie potracili, bo nawet y lontów zapalonych[1] nie mieli. Jam ieszcze wczora radził Xciu Lotaryńskiemu, żebyśmy byli poszli na nich na odwrót, lubom na koniu ledwie siedział z wielkiey fatygi y utrudzenia się nieporównanego. Ręce, boki, karwaszami, zbroiami, utłukli uciekaiący; a cóż rowy, trupy, bębny, zbroie, kopie porzucane, przez co było potrzeba wszystko skakać. Ale Xże Lotaryński nie chciał wymawiaiąc się, że ieszcze drugie nie przyszło skrzydło, lubo miało dosyć czasu y mieysca w kupie iść, bo pola było aż nazbyt. Pod P. Starostą Sandomirskim dwa razy koń padał; a szczęście iego, że go ratowano y zdrów cale: Sekretarza tylko Włocha stracił. P. Marszałek[2] Nadworny nie był z nami; był przy Cesarskiem woisku; y pułków także naszych dwóch nie było, które odwód trzymały. Całuię zatem y t. d. — A Mr le
Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/121
Ta strona została przepisana.